Stop& Grow - sposób na odzyskanie włosów!
Pani Ewa, dzielna klientka Salonu Dorothy opowiada nam o tym, jak dzięki metodzie Stop & Grow odzyskała włosy i radość życia…
Nikt kto tego nie doświadczył, nie zrozumie, jak czuje się człowiek, który w zastraszającym tempie traci włosy. Na rynku, co rusz pojawiają się nowości, reklamowane jako cudowne antidotum na kłopoty z wypadającymi lub przerzedzającym się włosami. Czy działają? Tego nie wiemy. Widzimy jednak, jak radzi sobie Stop & Grow, rewolucyjna terapia przeciw wypadaniu włosów, którą polecamy w Salonie Dorothy. Dzięki niej w ciągu 90 dni wyrasta aż 14.000 nowych włosów. Nie policzyliśmy ich, ale wiemy, że to naprawdę działa i mamy na to dowody. Z metody Stop & Grow korzysta bowiem klientka Salonu Dorothy, która od wielu lat bezskutecznie walczyła z wypadającymi włosami. Oto co nam zdradziła!
Od dawna miała pani problemy z włosami?
Moje włosy nigdy nie były gęste i mocne. Jednak przez ostatnich 10 lat ich kondycja stała się jeszcze gorsza. Były coraz słabsze i rzadsze. Zawsze nosiłam je długie i czesałam tak, by odpowiednią fryzurą zatuszować swój problem. Starałam się też je ratować wszelkimi możliwymi sposobami. Odkąd pamiętam stosowałam różne odżywki, ale zadowalających rezultatów nie udawało mi się osiągnąć. Gdy problem się nasilił pojechałam nawet po pomoc do Warszawy do trychologa, gdzie zaproponowano mi przeszczep, ale się na to nie zdecydowałam. Na rezultaty trzeba byłoby zbyt długo czekać. Nikt też nie dał mi gwarancji, że przeszczep się przyjmie.
Gdy kobieta traci włosy jest to dla niej duży problem. Musi się zmierzyć z wieloma lękami. Coś pani o tym wie?
Przez przerzedzające się włosy miałam ogromny kompleks. Opracowałam różne sposoby, by moje otoczenie nie zauważyło z czym się mierzę. Starałam się zawsze stawać nie pod światło, a przodem do niego, aby prześwity, jakie miałam na głowie były jak najmniej widoczne. Ani na chwilę nie zapominałam o swoim problemie. Nawet, gdy szłam do kina, gdzie jest przecież ciemno podczas seansu, starałam się wybierać takie miejsce, by nikt nie siedział za mną i nie oglądał moich rzadki włosów. Wiejący na dworze wiatr był moim największym wrogiem. W wietrzne dni starałam się więc nawet nie wychodzić z domu. A, gdy już musiałam go opuścić stosowałam mnóstwo lakieru, by fryzura jakoś się trzymała i nikt nie zauważył tego, czego tak bardzo się wstydziłam.
A kiedy przyszedł ten moment, że już nie wystarczyło lakierowanie włosów i trzeba było wybrać inne rozwiązanie, aby poczuć się bardziej komfortowo?
Cztery lata temu mój problem jeszcze się nasilił. Dzięki siostrze trafiłam do salonu pani Doroty i tam dowiedziałam się, że istnieje sposób, aby poprawić mój wygląd. Kupiłam wtedy system czyli tak zwane niechirurgiczne uzupełnienie włosów. Nigdy nie zapomnę dnia, gdy Pani Dorota, właścicielka Salonu Dorothy mi go po raz pierwszy założyła. Wreszcie mogłam przestać obawiać się wiatru i ludzkich spojrzeń. Dzięki niemu bardzo poprawiło się moje samopoczucie.
Osoby decydujące się na założenie systemu boją się reakcji otoczenia na zmianę swojego wizerunku. Tak samo było w pani przypadku?
Miałam to szczęście, że akurat wtedy przebywałam na miesięcznym urlopie. Moi współpracownicy nie przeżyli więc szoku, gdy mnie zobaczyli w nowej fryzurze, bo zmiana nie dokonała się z dnia na dzień. Wróciłam do pracy po wakacjach w nowej odsłonie. Wszyscy stwierdzili, że zmiana uczesania, to była bardzo dobra decyzja. A ja żałowałam tylko jednego. A mianowicie tego, że tak późno zdecydowałam się na takie rozwiązanie.
I tym pozytywnym akcentem mogłaby się zakończyć ta historia. Ale niestety, z tego co wiem, nie zakończyła się, bo kłopoty z włosami się nasiliły.
Nosiłam system, który był mocowany do moich włosów. Wreszcie nie wstydziłam się swojego wyglądu. Ale w pewnym momencie moje własne włosy zaczęły wypadać garściami. Powstał problem, bo brak włosów oznaczał tyle, że nie było już do czego przymocować systemu. Specjalista zaproponował mi zabiegi ostrzykiwania skóry głowy, ale się na to nie zgodziłam. Bo nie wierzyłam w rezultaty tych działań. Mój nastrój znów się pogorszył. Gdy tylko wstawałam rano i spoglądałam w lustro traciłam humor, bo nie podobało mi się to, co w nim widziałam. Było już ta źle, że straciłam włosy na czubku głowy. Wtedy zaczęłam popadać w depresję. Bardzo mnie to przytłaczało.
I wtedy znów wkroczyła pani Dorota z Salonu Dorthy, prawda?
Tak, pani Dorota zaproponowała mi kurację metodą Stop & Grow, dzięki której jak mnie przekonywała, miałam odzyskać własne włosy i móc mocować do nich system. Byłam wtedy tak zdesperowana, że chciałam uwierzyć w to, co mówiła. I uwierzyłam. Efekty kuracji przyszły po dwóch miesiącach systematycznego stosowania preparatu Stop & Grow. Wtedy zauważyłam na głowie pierwsze ciemne włosy. To była wielka radość i zaskoczenie. Znów miałam włosy! Dziś po roku stosowania tej kuracji moje nowe włosy osiągnęły już długość 15 centymetrów. Jestem z tego bardzo zadowolona, a mój widok w lustrze, po zdjęciu systemu, już mnie nie szokuje. Ktoś powie, że to są tylko włosy. Ale dla osoby, która cierpi z powodu ich braku, to są aż włosy. Cieszę się, że moja historia ma takie szczęśliwe zakończenie.
Dziękujemy za rozmowę